wtorek, 23 listopada 2010

Fulfillment

   (Momentami przychodzą do mnie myśli, które są na tyle wyrafinowane i ułożone, że pojawiają się z częstotliwością pływów morskich. Sprytne, naprawdę bystre istoty, które wyrabiają swoją renomę poprzez ograniczanie światu swojej obecności.)
   Czyż to nie wspaniałe, że ktoś stworzył nas (ludzi, zwierzęta, jabłka i wszystko to, co się wokół kręci) na tyle doskonałymi, byśmy swoimi niedoskonałościami wykorzystywali siebie nawzajem, razem tworząc coś na wzór wielkiej, samowystarczalnej maszyny?
Każdy poranek niesie za sobą - tylko w nielicznych przypadkach świadome - dążenie do wykrzesania tego, co wartościowe wokół nas. Może to wyglądać brutalnie, pokazywać rzekomą 'rzeźniczą' naturę egoistycznego człowieka w tak bezbronnym i dobrym świecie, w którym to stanowi jedyny okaz tak okrutnego barbażyńcy grabiącego naturalne dobra. Jednak, dajmy na to, przychodzi myśl: 'a co, jeśli to świat miałby czerpać ze mnie garściami i opychać się mną do oporu'? Stuprocentowy, meksykański, wytatułowany pociskami 0.44 maczo pozostawiłby tą myśl bez komentarza i powrócił do swojej słodkiej konsumpcji na normalnych, mogłoby się wydawać, nieczystych zasadach - względnie zdrowy umysłowo człowiek pomyślałby jednak głębiej. I nie mów mi teraz, że nie powinieneś być Meksykaninem.
   Gdybym faktycznie miał być źródłem surowców, zdrojem krystalicznej wody będącej fundamentalną częścią wszystkiego, to szczerze mówiąc nie pragnąłbym od mojej egzystencji niczego więcej. Pomijając fakt, iż ludzi świadomych mojej obecności i gorącego poświęcenia byłoby naprawdę, naprawdę niewiele, byłbym diabelnie uhahany z tego, jak wiele mogę im wszystkim zaoferować. Jak bardzo jestem im potrzebny. Potrzebny, potrzebny... Nie w sposób dyktatorski, w którym to władca stawia siebie na świeczniku wysoko ponad swoich poddanych, rzucając spragnionym łaskawe ochłapy mięsa. Nie o to chodzi, prawda.? Esencją potrzeby jest bezinteresowne oddanie idące po absolutnie prostej linii, bez zbędnych zawirowań i nieczystych układów. Jeśli pomyślimy nad tym nieco dłużej, to właśnie taki stan rzeczy stanowi korzenie spełnienia kurczowo się nas trzymające. To właśnie buduje w nas poczucie wartości (bo co innego decyduje o wartości jeśli nie popyt?), znaczy krzyżykiem na mapie skarbów nasze miejsce i trwale je pieczętuje.
   Jeśli zastanowimy się nad tak rozgrzebywanym i pospolitym tematem jak cel naszego życia, dojdziemy do jednego, wspartego racjonalnym, wymienionym wyżej powodem, wniosku - to nie dla siebie żyjemy, a dla wszystkiego poza nami właśnie. Dlaczego więc inaczej ma być w przypadku otaczającego nas, puszystego świata? Jestem przekonany, że w głębi jego swoistej 'duszy' pomrukuje sobie radośnie, odcinając kawałki siebie i wystawiając przed drzwiami kuszącej zapachami piekarni. Co więcej, nie dba o to, że wraz z każdą kolejną porcją jest go co raz mniej, że w ten sposób zmierza ku swojej i (siłą rzeczy) naszej zagładzie. I jest to cholernie kapitalna sprawa.
   Powienieneś być trochu Meksykaninem. Nie zrozum mnie źle - nie chcę wprowadzać między słowami pragnienia egoistycznego czerpania ze zdroju korzyści naszego uniwersum. To fatalny obraz, w którym każdy element naszego otoczenia z wściekłą rządzą w oczach próbuje wypełnić swój dzban czyjąś pustą szklanką. W jego miejsce chcę zaczerpnąć element ukazujacy go tak, byśmy dostrzegli jego dobrą stronę - otóż w konsumowaniu nie ma absolutnie nic złego. Jest jednak fundamentalna zasada, która winna być obowiązkowym wstępem poprzedzającym kolejne pragnienia, stanowiąc tabletkę na niestrawność zażywaną pół godziny przed obfitym talerzem bigosu. Żadna ze stron nie może, absolutnie nie może brać więcej, niż jest jej oferowane. Nie możemy wkradać się do wspomnianej piekarni i wyjadać dżem ze wszystkich drożdżówek, dobierać się do samego źródła, zagarniając tym samym całą rześką i kojącą wodę tylko dla siebie - tak samo, jak nie możemy dopuścić by natura wykorzystała nas (ponad nasze siły) do zaspokojenia i unormowania siebie i swoich tworów. Unikniemy przez to zepsucia się jakichkolwiek elementów tej (ponownie wspomnianej) samowystarczalnej maszyny, odwlekając tym samym wizytę mechanika zwanego 'niezgodą' na czas bliżej nieokreślony. Maszyny zwanej... spełnieniem.

   Dziś bez opisów - niech ich miejsce wypełni jedynie moja rekomendacja i fakt wyróżnienia ich na tle gromady pozostałych.
   Enjoy!




When You're Smiling (The Whole World Smiles with You) 




Mas Que Nada (feat. The Black Eyed Peace)




Just a Gigolo




Magic Moments




Norwegian Wood (This Bird Has Flown)






   W zdrowym korzystaniu z tego, co nam dane, nie ma przecież nic złego - w końcu uszczęśliwiamy tym tych łaskawych. Nie zapominajmy jednak, że nie weźmiemy nic, jeśli sami nic nie damy.

6 komentarzy:

  1. hm. Słuchając piosenek, szczerze spodobała mi się pierwsza. I odniosłam wrażenie, że po części pasuje do notki. Kiedy czujemy się potrzebni jesteśmy radośni - wtedy się śmiejemy/uśmiechamy i obdarzamy tym wspaniałym darem naszych bliskich. Trzeba mieć na uwadze, według mnie, fakt, iż nie można robić niczego na pokaz aby poczuć się potrzebnym, a tym samym spełnionym. Nie robić tego za coś. Po prostu tak bezinteresownie. Mimo wszystko!
    A co do ilości osób mających świadomość Twojego bycia obok, czyli przyjaciół (?) to lepiej mieć niewielu, ale prawdziwych, którzy nigdy nie zostawią niż wielu, ale fałszywych. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piramida Maslova sie kłania ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Żyjemy nie dla wyższych celów. Żyjemy nie dla nikogo ani niczego. To pogląd, teoria który dopisał sam człowiek (patrz również przytoczona wyżej piramida). Żyjemy po to, żeby się rozmnażać. Ta prawda nie powinna być nazywana brutalną a powszechnie znaną i nauczaną. Amen! (takie zboczenie biologiczne i przekorna natura racjonalisty;p)


    Swoją drogą zastanawiam się dlaczego akurat na człowieka padło, że jego połączenia neuronów są tak zawiłe. Dlaczego nie delfiny? Może one trochę bardziej doceniłyby wtedy swoją wyższość i potrafiły ja wykorzystać mądrzej od nas, podmiotów wielkich idei, potrafiących prawić morały a nie umiejących podnieść papierka z trawnika.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasza wyższość jak to nazwałą humoreska jest skutecznie ograniczana przez ludzką podświadomość którą odziedziczylismy po małpkach :) Pewnie kiedys nasi potomkowie drogą ewolucji nauczą sie w pełni wykorzystywac swoj potencjał ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Może, mam nadzieję, że nastąpi to szybko. Szkoda jedynie, że nie odziedziczyliśmy po nich instynktu do ochrony środowiska naturalnego. I jeśli nasza świadomość się nie zmieni to za przeproszeniem w dupę będziemy mogli wsadzic sobie dywagacje na temat dalszej ewolucji bo sami się zniszczymy.


    Ale chyba nie o tym była notka Marcina więc porzucam już moje wywody i boleści :) pozdrawiam anonimowych rozmówców :>

    OdpowiedzUsuń
  6. (UWAGA! Zacznę bardzo nieprzyzwoitym sformułowaniem!) - Dała żem dupy, Marcinie, bo piszę dopiero teraz. Mało tego, nie przeczytałam całej notki, bo przytłoczyła mnie nadmiarem mądrości, a, ja, niestety, sprowadziłam ostatnio całą swoją egzystencję do zwykłego wegetowania, toteż moje mechanizmy myślowe i poznawcze nie są zbyt "noheloł?!" - innymi słowy, i tak bym nie skumała. Jakby tego było mało, to nie odsłuchałam ani jednego kawałka. Ale ta wytłuszczona "potrzebność" w centrum notki bije mnie po oczach niczym napalony fetyszysta swoją spętaną w jadalne stringi ofiarę gumowym dildo, i powiem Ci tak, w tym moim całym, haniebnym zaniedbaniu, że jesteś potrzebny między innymi mnie, tak po prostu, bo przynosisz wiarę w człowieczeństwo. Naprawdę, ze świecą, BA, GPSem szukać drugiego takiego faceta, który ma tyle klasy, talentu i lekkości pióra - ach! Wazelinki nigdy dość. Generalnie - dobrze, że jesteś. Serio.

    Nie przesyłam buziaków, bo podobny zajęty jesteś. Świnia z Ciebie, że nic nie powiedziałeś. W takim wypadku to Ty możesz pocałować mnie, prosto w zadek. Ale, cholera jasna, i tak Cię uwielbiam - i co, kurwa, teraz? Nie wiem, ale trzymaj się i nie puszczaj!

    OdpowiedzUsuń

Krótka, treściwa opinia, albo surowa jazda i długi wywód ociekający w krwistą krytykę!

'klik' i piszesz